WYWOŁANI DO TABLICY - Izabela Janiszewska

by - 21:59



Choć słowo pisane to jej chleb powszedni pisanie książek porównuje do maratonu i zawodów triatlonowych Ironman. Podczas pracy ceni sobie ciszę i to, by było jej ciepło. Z Izabelą Janiszewską, autorką Wrzasku rozmawiam o pisaniu, przyzwyczajeniach i planach na przyszłość. 

Nowy Akapit: Jestem świeżo po lekturze i niby wszystko jest jasne, ale nie do końca. Dlatego muszę zapytać. Pracuje Pani nad kontynuacją?

Izabela Janiszewska: Oczywiście, nie wyobrażam sobie, by zostawić w takim momencie zarówno moich bohaterów, jak i czytelników, choć przyznaję, że praca w czasach pandemii, gdy wokół mnie biegają rozwrzeszczane, pragnące uwagi dzieci, jest kosmicznym wyzwaniem.

NA:Co było inspiracją do napisania tej książki?

IJ: Złożyło się na to wiele przemyśleń, ale takim bezpośrednim impulsem był moment, gdy patrzyłam przez okno na ludzi mieszkających naprzeciwko. Obserwowałam ich i myślałam o tym, że kiedy jesteśmy zupełnie sami, zachowujemy się inaczej, pozwalamy sobie na więcej, zdejmujemy maski, a przecież zawsze jest ktoś, kto patrzy i kto może nas bez tej zbroi dostrzec. Czy zobaczy wtedy kogoś pięknego czy może człowieka połamanego przez życie, zmęczonego i niemającego siły już dłużej udawać. A później wyobraziłam sobie mężczyznę, którego kiedyś nikt nie chciał zauważyć. Nie dostrzegali go nawet jego najbliżsi, którzy byli mu winni przynajmniej opiekę, jeśli nie miłość. Zastanawiałam się kim ktoś taki stanie się, gdy dorośnie i jak poradzi sobie z traumą, która była jego udziałem. Z tych rozważań wyrosła cała historia.  

NA: Choć ze słowem pisanym jest Pani za pan brat to jednak Wrzask jest debiutem. Proszę powiedzieć, co było najtrudniejsze podczas powstawania książki? Czym najbardziej się Pani stresowała?

IJ: Wrzask pisałam z wypiekami na policzkach, zżyłam się z bohaterami książki, wielką przyjemność sprawiało mi spędzanie z nimi czasu i dopiero w momencie, gdy zaczęłam pokazywać książkę innym, gdy zaczęli ją czytać moi bliscy, a później osoby z branży wydawniczej, poczułam niepokój podpełzający do gardła. Nie wiedziałam czy historia, która żyła we mnie, rozpali także wyobraźnię pierwszych czytelników, czy okaże się dla nich równie ważna, jak dla mnie. Po wydaniu Wrzasku z drżeniem czekałam na opinie recenzentów i blogerów, a kiedy płynęły do mnie gratulacje, oddychałam z ulgą, że ta historia porusza kogoś więcej niż tylko mnie.     

NA: A jak to było z zakończeniem? Było dla Pani jasne w tym samym momencie, co początek historii Bruna i Lary czy może kiełkowało w miarę pisania? 

IJ: Od początku znałam odpowiedzi na najważniejsze pytania: kto? dlaczego? i w jaki sposób? Nie miałam natomiast szczegółowej wizji scen końcowych, one były naturalną konsekwencją tego, co wydarzyło się wcześniej, decyzji bohaterów i ich poczynań, na które tylko w pewnym zakresie mam wpływ. Wszak to bardzo niezależne jednostki.

NA: Bruno Wilczyński ma tak wiele rzeczywistych cech, że chyba więcej się nie da. Czy srogi pan komisarz ma jakiś swój pierwowzór czy w całości go Pani wymyśliła?

IJ: Ten ekscentryczny policjant wyłonił się przede wszystkim z mojej wyobraźni. Zależało mi na tym, by był nieoczywisty, budził emocje i zapadał w pamięć. Chciałam go stworzyć jako takiego słodko-gorzkiego bohatera, który z jednej strony jest niezwykle inteligentnym i czujnym śledczym wyrażającym swój stosunek do świata przez ironię i sarkazm, a z drugiej strony jest dotkniętym przez trudną przeszłość wrażliwcem.

NA: Wyobraźmy sobie sytuację, w której Wrzask doczekał się ekranizacji. Jakich aktorów widziałaby Pani w rolach głównych bohaterów?

IJ: To bardzo przyjemna fantazja. Kiedy pisałam czasami wyobrażałam sobie Brunona Wilczyńskiego granego przez Grzegorza Damięckiego, ale między moim bohaterem a aktorem jest jednak dosyć duża różnica wieku. Może sprawdziłby się w tej roli Marcin Dorociński, a może ktoś z jeszcze młodszego pokolenia. Larysa też nie byłaby banalna do obsadzenia, chwilami przypominała mi ją Olga Bołądź w filmie Służby specjalne, ale myślę, że filmowcy mają w takich kwestiach dużo lepsze wyczucie niż autorzy.

NA: Jako czytelniczka powiem, że Grzegorz Damięcki pasowałby idealnie. A co jest trudniejsze dziennikarstwo czy pisanie książek?

IJ: Zdecydowanie pisanie książek. Dziennikarstwo to bieg na krótkim dystansie, muszę napisać jeden konkretny reportaż, doskonale wiem jak to zrobić, jak się do tej pracy przygotować i czego się ode mnie oczekuje. Artykuł się ukazuje i za jakiś czas znika, natomiast książka zostaje na zawsze. Pracę nad powieścią postrzegam jako maraton a może nawet zawody triatlonowe Ironman. Książka wymaga dużo lepszej kondycji, solidniejszego przygotowania, większej wydolności organizmu i rozsądnego rozłożenia sił.

NA: Czy w takim razie ma Pani jakieś swoje  rytuały czy zwyczaje dotyczące pisania?

IJ: Bardzo lubię pracować w ciszy, wtedy mogę się w pełni skupić, zanurzyć w fabule i nic mnie nie rozprasza. Raz na jakiś czas piszę w kawiarni, słucham rozmów, dbam o kontakt ze światem zewnętrznym i o wychylanie nosa z twórczej pieczary, ale zwykle wychodzę z takich miejsc przeładowana wrażeniami, i zajmuje mi chwilę nim wrócę do swojego rytmu. Ważne dla mnie jest również to, by w trakcie pracy było mi ciepło, stąd zwykle ubieram gruby sweter, a na biurku stawiam gorącą herbatę.

NA: W swojej recenzji zawarłam pewne porównanie, że jest Pani idealną kandydatką na Remigiusza Mroza w spódnicy. Chodzi mi tutaj o podobny styl i lekkość opowiadania. Jak się Pani do tego odniesie?

IJ: Dziękuję, bo Remigiusz Mróz niekwestionowanie zrewolucjonizował rynek książki w Polsce. Podziwiam go za ogromną pracowitość, tempo pracy i odwagę do podążania własną drogą bez względu na krytykę. Przyjmuję więc te słowa jako wielki komplement, a z drugiej strony mam nadzieję, że przez najbliższe lata zapracuję na swoje nazwisko.

NA: Oczywiście z takim debiutem jestem o to spokojna. Ale czy w takim razie na horyzoncie widać coś więcej aniżeli tylko kontynuacja Wrzasku? 

IJ: Oficjalnie nie ma takiego planu, ale w mojej wyobraźni toczy się wiele niezależnych historii, które kiedyś chętnie opowiem na kartach książek. 

NA: Krótkie zadanie. Pięć zdań, którymi opisałaby Pani swoją książkę?

IJ: To opowieść o tym, co się dzieje, gdy ludzie zamykają oczy na zło oraz o konsekwencjach opuszczenia tych, którzy najbardziej potrzebują wsparcia i miłości. Zbuntowana reporterka Larysa Luboń zrobi wszystko, by zdemaskować sadystycznego sponsora, który czerpie satysfakcję z upokarzania kobiet. Tymczasem ekscentryczny komisarz Bruno Wilczyński stara się rozwikłać zagadkę dziwnej śmierci studentki, która budzi w nim dawne, trudne wspomnienia. Drogi tych dwojga przetną się za sprawą człowieka owładniętego obsesją obserwowania innych. Mężczyzny, którego oficjalnie nigdy nie było.

NA: Na koniec pytanie, którego odpowiedzi jestem bardzo ciekawa. Co kieruje kobietą, która decyduje się na pisanie kryminałów? Dlaczego akurat ten gatunek? My kobiety raczej jesteśmy postrzegane jako te bardziej wrażliwe i romantyczne, dlatego chyba dużo łatwiej byłoby napisać coś lekkiego i przyjemnego.

IJ: Najwyraźniej lubię wyzwania, bo rzeczy lekkie, łatwe i przyjemne mnie nie nęcą. Kryminał daje ogromne możliwości, pozwala w niesamowity sposób wykorzystać tę kobiecą wrażliwość, ale również wyeksponować siłę. Jest tu miejsce na rozbudowane tło społeczne, psychologię postaci, na wątki sensacyjne, nawiązania historyczne i oczywiście zagadkę kryminalną. To niezwykle pojemny i stale rozwijający się gatunek, który jeszcze nie jednym nas zaskoczy. 

NA: Czas teraz na stałe pytania z bloga, czyli tzw. "szybką rundę":

Bohater fikcyjny, którego by Pani ożywiła to... Sherlock Holmes.

Pisarz, którego podziwiam... ostatnio Wojciech Chmielarz.

Gdyby nie pisała Pani książek ani nie była dziennikarką, byłaby Pani...  może terapeutką albo właścicielką kawiarni, oba zawody pozwalałyby mi na słuchanie ludzkich historii.

Pierwsza samodzielnie przeczytana książka to... niestety nie pamiętam, mogę natomiast powiedzieć, że jedną z pierwszych powieści, które czytałam sama i które całkowicie mnie pochłonęły był „Tajemniczy opiekun” Jean Webster. To historia Agaty Abbot, dziewczyny z sierocińca, której anonimowy darczyńca finansuje naukę w prestiżowym college`u. Ciepła, zabawna a niekiedy wzruszająca.

Ulubiona szkolna lektura....przychodzi mi na myśl Lord Jim, Ferdydurke i słowa „Normalność jest linoskoczkiem nad otchłanią anormalności.” oraz Franz Kafka i Proces, choć przyznaję, że raczej czytałam wtedy książki spoza listy lektur.

Recenzję Wrzasku możecie przeczytać tutaj


Fot. Zuza Krajewska/Warsaw Creatives


You May Also Like

1 KOMENTARZY

  1. Bardzo ciekawa rozmowa, którą przeczytałam z ogromną przyjemnością. Po książkę na pewno sięgnę.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊

    OdpowiedzUsuń

Fajnie Cię widzieć! Będzie jeszcze fajniej, jeśli trochę podyskutujemy. Dlatego zostaw po sobie komentarz, będzie mi bardzo MIŁO!! Odpowiem w przerwie między jedną książką, a drugą :)

WPADNIJ NA MÓJ INSTAGRAM

>